




75,00 zł
75,00 zł

37,00 zł
35,24 zł

35,70 zł
34,00 zł

147,00 zł
140,00 zł

73,50 zł
70,00 zł

82,95 zł
79,00 zł

63,00 zł
60,00 zł

85,00 zł
80,95 zł

64,00 zł
60,95 zł

100,00 zł
95,24 zł
Na Przekór Bałwanom
Opis
Książka Marka Wenty doskonale wpisuje się w tradycję piśmiennictwa marynistycznego. Mamy tutaj opisy wzburzonego morza, przygody w egzotycznych krajach, ciężką pracę marynarzy we dnie i w nocy oraz opis stanu świadomości przeciętnego członka załogi i tego, który wybija się ponad marynarską średnią. Jednak nie to jest w książce Wenty najważniejsze. Od pierwszego zdania mamy tutaj do czynienia, z jednej strony, z dokumentem, opisującym w sposób niezwykle dokładny czas historyczny, w którym żyje główny bohater i jednocześnie narrator, a z drugiej, ze świadomym i celowym przesłaniem pełnym humoru i dystansu. „Na przekór bałwanom” to w gruncie rzeczy nie tylko opowieść marynarska, ale i bardzo ciekawa historia człowieka, który żyjąc w konkretnym czasie nie zapomina, że nie należy „dać się zwariować” i poddać się temu, co myśli, często milcząca większość.
WYBRANE FRAGMENTY
…kątem oka widzę jak do kabiny wchodzi kapitan Wilanowicz, bardzo zacna postać. Bardzo lubiany przez nas wszystkich kapitan, o bardzo dużej wiedzy zawodowej i wysokiej kulturze osobistej, ale również niepozbawiony poczucia humoru.
– Można Panie trzeci? No to dziś pański dzień, przyszedłem z gratulacjami – zwraca się do mnie.
– Jak syn? Jak żona? – dodaje.
Panie trzeci, chciałbym, już jako doświadczony ojciec, udzielić Panu kilku rad, zwrócił się ponownie do mnie, kapitan.
– Słucham Panie kapitanie – odpowiedziałem z zaciekawieniem.
– Otóż, jak już odbierze Pan żonę i syna ze szpitala i przywiezie Pan ich do domu, to zastanie Pan taką oto sytuację, dom będzie pełen czekających na was członków bliższej i dalszej rodziny, Babcie,Mamy Ciotki etc. Usłyszysz Pan same zachwyty, jaki to podobny do Mamusi, inni znajdą podobieństwo do Tatusia. Ktoś tam zacznie liczyć paluszki czy wszystko się u dzieciaczka zgadza, i takie różne inne ceremonie będą się odprawiały. I tu musisz Pan wykazać się niezwykłą czujnością. Od razu zabierz się Pan do roboty, a to przynieś Pan jakąś pieluszkę, a to trzeba przenieść miskę z wodą, to ją Pan szybko przenieś. Tylko pamiętaj Pan, niosąc pieluszkę, potknij się Pan, upuść Pan na podłogę, niosąc wodę, rozlej Pan trochę na podłogę. Panie trzeci. Jak to światłe grono, to zauważy, to od razu uzna, że takiemu niezdarnemu facetowi, nie można powierzyć jakiejkolwiek pracy przy małym dziecku. I będziesz miał Pan święty spokój na przyszłość – z uśmiechem zakończył swój wywód kapitan…
…Dojeżdżamy do domu, wchodzimy na pierwsze piętro. Miśka przodem z dzieckiem na ręku, ja za nią, niosąc torbę z rzeczami, które zabrała ze sobą na czas pobytu w szpitalu, a w drugim ręku, bukiet róż który wcześniej wręczałem jej w szpitalu. Otwierają się drzwi do naszego mieszkania. W drzwiach stoi siostra Miśki, wchodzimy do środka. A tam wszystko zaczyna się dziać, tak jak to opisywał mi kapitan, kiedy parę dni temu, udzielał mi rad. Jest cała rodzina, moja Mama, Babcia, teściowa i teść, ciocia Miśki, siostra Miśki i moja siostra. Cała ta zacna rodzina, całe swoje zainteresowanie, skupia na dziecku i Miśce. Stoję nieco zdezorientowany,
– No Marek, właśnie nadchodzi twoja chwila – pomyślałem. Właśnie teraz, zaraz, bo jak opadną pierwsze emocje to będzie po ptakach.
Ruszyłem do kuchni, aby zanieść przyniesioną z samochodu, torbę. Przynieść ci coś?
– zapytałem Miśkę.
– W łazience leżą pieluchy, przynieś mi jedną – odpowiada.
Idę do łazienki, w uszach brzmią mi słowa kapitana, niech Pan się potknie, niech Pan upuści. Biorę pieluchę i wchodzę do pokoju, czuję na sobie oczy wszystkich znajdujących się tam członków rodziny.
******************************
Pewnego razu, po zacumowaniu w Gdyni, schodzę z mostku, i na pokładzie, gdzie znajdowała się moja kabina, spotykam znajomego celnika, który, jak mnie zobaczył, cały czas bawiąc się takim specjalnym lusterkiem znajdującym się na końcu dającego się wydłużać, teleskopu, z uśmiechem na ustach, zwrócił się do mnie:
– O witam, Panie trzeci, to ile to dzisiaj peruczek, przywieźliśmy? Co?
Spojrzałem na lusterko, którym bawił się mój znajomy celnik, a które w jego ręku, przypominało o ruchu wahadła w zegarze, raz w prawo, raz w lewo. Widzę, że uśmiech nie znika z twarzy, mojego znajomego celnika.
– No wie Pan, mam tyle, ile zapisałem w deklaracji celnej na przyjazd statku – odparłem.
– Taaaa, a może się Trzeci założymy, że masz więcej, co? – stwierdza z uśmiechem i spogląda na mnie pytającym wzrokiem, nie przerywając swojej zabawy z lusterkiem.
Teraz to ja z kolei myślę, na ile to poważne pytanie, a na ile psychologiczna gra. Wszyscy wiemy, że najprostszym sposobem, aby mieć więcej, wspomnianych peruk, to włożyć jedną w drugą, i w ten sposób zamiast jednej, w opakowaniu znajdą się dwie, niewiele zmieniając jego objętość.
– Wie Pan co, tak wogóle to strasznie nie lubię się zakładać o cokolwiek. Tak że z pełnym szacunkiem dla Pana, nie chciałbym i dzisiaj podejmować zakładu – mówię.
Spotkał się nasz wzrok, popatrzyliśmy sobie w oczy. Znajomy celnik cały czas się uśmiechał, po czym odwrócił się na pięcie i kontynując zabawę z lusterkiem, oddalił się w głąb korytarza.
******************************
Po jakimś czasie schodzę na urlop.Nie dane mi jednak odpoczywać spokojnie, żyjąc tylko w pierwszym obiegu. W domu leży wezwanie do Urzędu Skarbowego. Kiedy pojawiam się w pokoju na drugim piętrze, Urzędu Skarbowego w Wejherowie, starsza pani siedząca za biurkiem, zadaje mi, wydawałoby się niegroźne, pytanie.
– Proszę Pana, proszę nam powiedzieć, co Pan przywiózł na przestrzeni całego roku, z zagranicy, dwa lata temu? – starsza pani, patrzy na mnie z uśmiechem.
– Wie Pani, nie pamiętam, to było dwa lata temu – odpowiadam.
Starsza pani patrzy na mnie przez krótką chwilę i wyprowadza cios podbródkowy, mówiąc.
– Płaci Pan tysiąc złotych kary, za usiłowanie wprowadzenia w błąd, urzędnika państwowego – uśmiech nie schodzi z jej twarzy.
– Zaraz, zaraz, przecież ja nic nie powiedziałem. Po prostu nie pamiętam – staram się walczyć, ale zaraz dostaję mocną kontrę.
– No i właśnie dlatego. Stara się Pan nam wmówić, że nic nie pamięta, czyli chce Pan coś ukryć, proszę Pana.
– Płaci Pan dobrowolnie, czy mamy zasądzić z urzędu? – dodaje starsza pani, wyprowadzając sierpowy, który równie celnie dochodzi celu, jakby już mniej się przy tym, uśmiechając.
Po takim gradzie ciosów, jestem lekko oszołomiony. Za bardzo nie wiem jak walczyć z takim przeciwnikiem.
******************************
Mijają dwa tygodnie, dzwonek do drzwi. Patrzę przez wizjer i widzę milicyjną czapkę, a pod jej daszkiem, niebieskie oczy, które wpatrują się intensywnie w wizjer w drzwiach. Nawet kolor oczu, pasuje do munduru, pomyślałem, otwierając drzwi. Stoi przede mną, niskiego wzrostu, milicjant, który, jak mnie zobaczył, przywitał się, zasalutował do daszka i zapytał:
– Pan Wenta, tak? Można wejść? mam do Pana parę pytań.
– Proszę, niech Pan „władza” wejdzie, – odparłem z lekkim niepokojem, myśląc o co może chodzić, nie mogąc sobie przypomnieć abym „nadepnął” ostatnio na jakiś „paragraf”.
Milicjant zdejmuje czapkę, ukazując mocno już wyłysiałą głowę. Widać teraz wyraźnie że najlepsze lata, ma już za sobą. Przesuwa, wiszącą na długim skórzanym pasku, swoją raportówkę z prawego pośladka, do przodu i kiedy siada na krześle, ma ją już na kolanach. Otwiera raportówkę i wyciąga notes.
– Doszły nas informacje, że zamierza Pan przywieźć z zagranicy jakieś urządzenie, przez które, to niby z satelitów telewizję można oglądać – zaczyna.
– Ciekawe, po jaką cholerę to Panu, co to swojej nie mamy? Patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem.
– No dobra, mam polecenie, aby zapytać Pana, dlaczego Pan to chce sobie zainstalować? I mam to wszystko zapisać, a tam na górze już będą myśleć, czy dać Panu zgodę czy nie. No to gadaj Pan o co chodzi? – ręka z długopisem już wisi nad pustą kartką, otwartego przed chwilą, notesu.
******************************
W przeddzień mojego wyjazdu, jestem w domu i właśnie siedzimy z Miśką przy kolacji. W telewizji leci akurat „Dziennik Telewizyjny”. Nagle prezenter zapowiada, że zaraz po dzienniku nastąpi wystąpienie wicepremiera rządu, ministra rolnictwa, Romana Malinowskiego, który będzie mówił o działaniach rządu, jak zabezpieczyć sprawny przebieg nadchodzących żniw. Kiedy wicepremier zaczął swoje wystąpienie, to oczywiście nie obyło się bez znanych stwierdzeń, z jaką to troską rząd pochyla się nad ciężką pracą rolników. Jednym z wątków wystąpienia był temat sznurka do snopowiązałek. Teraz ja z kolei, właśnie dowiaduję się, że już w drodze jest statek do Brazylii, który wypłynął z Gdyni. Widzę jakieś przebitki zdjęć z portu, widzę stojący przy nabrzeżu, mój statek m/s Sienkiewicz, i słyszę że to jakieś zdjęcia, robione dzisiaj rano, pokazujące ostatnie chwile przed wyjściem statku w morze.
– Widzisz Miśka, my tu spokojnie jemy kolację, a ja z telewizji się dowiaduję że właśnie mijam Hel, w tej dziejowej misji po sznurek – roześmiałem się,
******************************
Weszliśmy do środka, po przejściu przez duży hol, znaleźliśmy się w obszernym salonie. W tym momencie pojawiła się kobieca postać. Kiedy podeszła bliżej, ujrzałem piękną kobietę, o śniadej twarzy i wyraźnych latyno-afrykańskich rysach.
Pan Jan odezwał się w języku portugalskim, zrozumiałem że właśnie mówi o mnie. Kobieta spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Przedstawiam ci Chief, moja żona, Paula – mówi do mnie po polsku Pan Jan.
– Moja brazylijska żona, przeprasza, ale nie zna języka polskiego, troszkę zna angielski, – dodaje.
– Bardzo mi miło Panią poznać – odpowiedziałem po angielsku, szarmancko całując w rękę Panią Paulę.
Zauważyłem w jej oczach błysk zdziwienia i krótką wymianę spojrzeń z Panem Janem. Nawet jej ręka, którą trzymałem w swojej dłoni….. Miałem wrażenie, jakby chciała szybko ją zabrać. Pan Jan zaśmiał się tylko.
– Wiesz, tu w Brazylii, nie znają w ogóle takiego zwyczaju, jak całowanie kobiety w rękę przy powitaniu. Paula wie że ten polski obyczaj, to wyraz szacunku do kobiety. Spotykamy się tu przecież często z rodakami z miejscowej Polonii, ale jakoś, jak dochodzi do takich sytuacji, to zawsze ma z tym problem.
Dane techniczne
Tytuł | Na Przekór Bałwanom |
Autor / Autorzy | Marek Wenta |
Wydawca | Millenium Publishers |
Rok wydania | 2020 |
Język | polski |
Okładka | miękka |
Format | B-5 |
ISBN | 978-83-65420-16-9 |
Krzysiek
Znakomicie się czyta. Książka kapitana Wenty znakomicie oddaje tamten, nie tak odległy czas. Polecam i ludziom związanym z morzem, ale i tym, którym sprawy morskie, marynarskie nie są tak bliskie. Warto podkreślić, że napisana jest z humorem, błyskotliwym językiem, co może stanowić prawdziwą odtrutkę na obecne czasy tzw dobrej zmiany.
Marynarz słonych wód
Świetnie, ze swadą spisane wspomnienia z czasów jedynie słusznych z zabarwieniem marynistycznym. A w zasadzie jest to opowieść o życiu marynarzy - na lądzie i na morzu - w tamtych czasach. Uśmiałem się do łez, powspominałem, podyskutowalem. Polecam lekturę wszystkim - szczurom lądowym, aby lepiej zrozumieć swoich pływających ziomków, pływającym wapniakom - aby powspominać, pływającej młodzieży - aby lepiej zrozumieć swoich przełożonych. Panie Kapitanie Marku - chcemy więcej!!!
Piotr Grześkowiak
Wspaniała książka którą czyta się jednym tchem. Warto mieć ją w swojej bibliotece. Pozycja do której jeszcze nie raz wrócę.
Julian
Informacje o książce „Na przekór bałwanom” zobaczyłem na FB. Czytając wybrane fragmenty zamieszczone w opisie, już wiedziałem, że chciałbym tę książkę przeczytać i mieć ją w swojej bibliotece marynistycznej. Pan Marek Wenta, kapitan żeglugi wielkiej, pilot morski, autor, to człowiek którego miałem zaszczyt poznać podczas wymiany komentarzy na FB oraz rozmowy telefonicznej. Kupiłem tę książkę, przeczytałem i w wielu momentach miałem wrażenie jakbym sam był blisko tych wydarzeń z lat minionej epoki, które opisał autor. Tytuł książki świetnie pasuje do opisanych w niej z humorem wydarzeń i przeżyć, odzwierciedlających pracę marynarza podczas długich rejsów morskich często w trudnych warunkach atmosferycznych, ale również „rejsów lądowych”, w czasie których trzeba było pokonywać wiele barier stwarzanych przez ówczesną administrację. Znalazły tutaj również miejsce piękne wspomnienia z życia rodzinnego, które wspaniale tworzą całość. Ponieważ książka jest niezwykle interesująca, postanowiłem sprezentować ją również mojemu synowi oraz bratu. W tym miejscu pragnę podziękować autorowi za indywidualną dedykację we wszystkich trzech egzemplarzach, o którą poprosiłem w rozmowie telefonicznej. Będzie to z pewnością świetna lektura, nie tylko dla marynarzy lub żeglarzy, ale również dla tych, którzy morze widzieli podczas spacerów lub z plaży, dla singli i dla małżeństw, dla starszych i młodszych. Szczerze polecam.
Łukasz
Wspaniała, ciekawa książka, która może być inspiracją dla wielu spragnionych morza, a przede wszystkim informacji i wiedzy o życiu na morzu. To przybliżenie tego nie łatwego zawodu ale jakże ciekawego i nie jednokrotnie usłanego różnymi przygodami życia z którym mierzy się marynarz, którego ciągnie do świata ale ciągle tęskniącego za rodzina.
Jarek
Świetnie napisana książka! Zbiór niesamowicie ciekawych historii związanych z morzem do przeczytania dla zaprawionych marynarzy, jak i dla laików. Opowieści skłaniają do dyskusji, refleksji, ale można się przy tym również pośmiać. Idealna lektura napisana przez świetnego marynarza. Panie Kapitanie, zdecydowanie czekamy na więcej!
Rysiek
Pracowałem na statkach w tym samym czasie. Potwierdzam, tak było. Absurdy PRL-u wpisane w interesujące historie z życia marynarza, zawodowego i osobistego. Warto je poznać, aby docenić pozytywne zmiany społeczne po upadku komuny. Dla obecnych marynarzy możliwość porównania wtedy i teraz na statkach. Polecam bardzo...
Tomasz Czajczyc
Na książkę Marka - „Na przekór bałwanom” - natknąłem się na FB. Zafascynowałem się fragmentami zamieszczonymi w opisie. Miałem przyjemność z Markiem porozmawiać telefonicznie, wspaniały bezpośredni rozmówca. Kupiłem książkę, zarówno dla siebie jak i dla mojego Ojca. I obydwoje przepadliśmy zaczytując się.... przewspaniałe humorystyczne przedstawione codzienności życia morsko-lądowego. Polecamy.